Tak się składa, że pisząc tę recenzję, mam jeszcze świeżo w pamięci chorzowski show Tiamat.
Dobrze znany pisk w uszach znakomicie ją odświeża! Tymczasem z magnetofonu płynie "Neo Aeon" i jest
to twór jakby niezupełnie tego samego zespołu, który widziałem wczoraj w akcji. Gardłowy ryk "Marzyciela" (?!!?)
w pierwszych taktach "Lady Temptress" potwierdza to spostrzeżenie. Każda z czterech płyt Tiamat jest zupełnie inna,
co ukazuje, jak długą i krętą drogę przebył Johan Edlund od "Summerian Cry"do tego skończonego dzieła jakim jest
"Wildhoney". Nie wiem, czy spodobałby mi się "The Astral Sleep", gdybym poznawał dyskografię Tiamat w kolejności
odwrotnej do jej powstawania. To w sumie nic dziwnego, ponieważ z wieloma innymi zespołami np. Death, Paradise Lost,
Type'O'Negative sprawa ma się podobni, ale nie zaszkodzi zasygnaliować świeżo upieczonym fanom Tiamat
niespodziankę, na którą mogą tu trafić. Jak by nie liczyć, "The Astral Sleep" ma już cztery lata, a to - dla płyty - całkiem poważny
wiek. "Śniłem o świątyni, widziałem ją w swych snach, świątynię ze srebra..." - mruczy Johan w szybkim, ostrym fragmencie
"Sumerian Cry (Part III)", który po chwili przechodzi w partię klimatyczną. W niej bez trudu odnajduje się charakterystyczną
magię muzyki Tiamat. "Ludzie! Oto mój świat..." Wiem, wiemy "Marzycielu"! Dobrze jest być jego częścią i podróżować
"na złotych skrzydłach" ("On Golden Wings") Twego talentu. Skoro o tym utworze mowa - wspaniała, doomowa, epopeja.
Obok "Mountain Of Doom" - fragment tego materiału niezapomniany. Pozwalając muzyce płynąć dalej - któż nie zna tego
orientalnego motywu z "Ancient Entity"? "Proszę, chodź ze mną..." - szepcze Johan. Wtedy nie było "... jeśli się ośmielisz...",
Mistrzu?
KK