I znowu późnojesienny, chłodny wieczór. Kwatera główna "MH" świeci pustką. Tym razem jednak nie jest mglisto i tajemniczo, lecz deszczowo i nieprzyjemnie. "Ciemne noce" Kinga Diamonda pozostały daleko w Dallas, ustępując pola wizjonerstwu TIAMAT. Następna "inność" polega na tym, że wówczas to my do "nich" dzwoniliśmy, podczas gdy dziś dzwonią "oni". A raczej... nie dzwonią! Nawet nie ma szansy sprawdzić, co się dzieje, ponieważ o tej porze wszędzie czuwają już tylko automatyczne sekretarki. Ni i coraz bardziej rozczarowani dziennikarze, którzy z gasnącym stopniowo zapałem odbierają telefony. Do ostatecznej granicy - tj. 30 minut opóźnienia - pozostają już tylko trzy minuty, więc powoli zabieram się do likwidowania stanowiska wywiadowczego. No cóż, przepadło... Telefon znów dzwoni. Może? Ech, nie ma co się łudzić. Pewnie znowu ktoś z pytaniem, ile kosztują bilety na koncert Slayer. "Metal Mind - słucham". Kilka sekund ciszy. Po czym... "Errr. Dzwonię z Century Media w Los Angeles..." NARESZCIE!!! "Spóźnienie! Nie ma sprawy!" (...) "Tak, to ja miałem rozmawiać Johanem" (...). "Czy teraz? Oczywiście! Poproś go do telefonu" (...). "Dziękuję" (...).
Zabawne! Słyszalność jest bardzo dobra, ale głos... dochodzi jakby z opóźnieniem. To normalne w przypadku dużych odległości, lecz teraz trzeba odczekać dobrą chwilę, aby otrzymać odpowiedź na swoją kwestię. Dosłownie widzę, jak te impulsu zapychają nad Atlantykiem! (A może pod?). 9 godzin różnicy czasu. I tak są szybkie! (hi, hi, hi). Bajdurzeniową wizję przerywa wokalista TIAMAT. "Cześć, Johan. Miło Cię słyszeć!" Czy i on się cieszy, dowiem się dopiero za... 1, 2, 3... Aha! Cieszy się. Po czterech sekundach. Niemniej w jego głosie słychać znużenie. Mówi monotonnie, powoli, z przerwami... Ale jak na niego - mówi sporo. To już jest coś, ponieważ Johana Edlunda trudno byłoby nazwać "rozgadanym". Tym razem jednak wykazuje niemało inicjatywy.
Niedawno zakończyliście europejską trasę z Type'O'Negative. Opowiedz nam o niej, proszę.
W sumie podczas tej trasy zagraliśmy 17 koncertów. Wystąpiliśmy w Niemczech, gdzie odbyła się większość gigs oraz w Holandii, Skandynawii i UK. W Anglii zagraliśmy tylko raz. W większości bilety były wyprzedane, w rezultacie czego graliśmy w halach pełnych po brzegi. Zwłaszcza w Niemczech, gdzie codziennie na widowni znajdowało się ok. 2,5 tysiąca fanów. Można więc mówić o sukcesie. Wiem, że duża część słuchaczy przychodziła na koncerty również ze względu na TIAMAT, chociaż byliśmy supportem.
Naprawdę dobrze nam idzie. "Wildhoney" cieszy się ogromną popularnością. W Niemczech trafiliśmy nawet do pierwszej trzydziestki najlepiej sprzedających się albumów w tym kraju. To ogólny ranking, nie wyłącznie metalowy.
Nareszcie gratulacje! Pozostając jeszcze przy temacie trasy - czy uważasz zestawienie Type'O'Negative/Tiamat za trafione?
Jak najbardziej! Świadczy o tym chociażby frekwencja na koncertach. Osobiście też uważam, że to był dobry pomysł. Dla TIAMAT - o wiele bardziej interesujące rozwiązanie niż ciągłe z brutalnymi, death metalowymi kapelami.
Tak przypominam sobie, że właśnie na takim czymś Ci zależało
Rzeczywiście, o to mi chodziło. No i sprawdziło się - pomysł był dobry!
Jak wiesz, Type'O'Negative ma niezbyt ciekawą reputację - zwłaszcza wśród dziennikarzy. Mam wrażenie, że to bezsensowny plotki. A może jednak nie?
Masz rację! Type'O'Negative to bardzo fajna i normalna ekipa. Wszystkie te "opowieści grozy" są w dużym stopniu fikcją. Nie przyłożyliśmy ręki do rozszerzania podobnych plotek. Dlatego mówię - to fajni ludzie i jest to prawda!
A co sądzisz o ich muzyce?
Wiesz, raczej nie powinienem wypowiadać się na ten temat, ponieważ nie znam jej na tyle dobrze. Tzn. nie mam płyt Type'O'Negative. Słyszałem co nieco podczas koncertów i to mi się podobało. Ale - jak to się mówi - "nie siedzę w temacie"
Rozumiem. Żeby podsumować tę trasę - Twoje odczucia po niej - w dwóch słowach?
Jestem bardzo zadowolony z tego tour. Również ze względu na towarzystwo Type'O'Negative. Gdyby była szansa na powtórzenie czegoś podobnego w Europie, chętnie bym z niej skorzystał. Zrestą... być może pojedziemy z nimi w trasę po Stanach.
Poważnie?
Niewykluczone. Z tym, że nic jeszcze nie jest potwierdzone.
Wspomniałeś już, że "Wildhoney" dobrze radzi sobie na rynku. Zechciałbyś rozszerzyć tę wypowiedź?
Jak mówiłem - nasza obecna sytuacja jest wręcz fantastyczna. "Wildhoney" już w kilkanaście dni po wydaniu osiągnął wysokie wyniki w sprzedaży. Recenzje - w większości - są pozytywne. W Century Media mamy tzw. "zielone światło", co oznacza, że "Wildhoney" to w tej chwili główne wydawnictwo, na którego promocję kładą ogromny nacisk. Naprawdę wytwórnia robi dla nas w tym przypadku niesamowicie dużo i co najważniejsze - przynosi to efekty. W tej chwili odbywamy tzw. "promo-trip" po Stanach. Oglólnie - jest świetnie!
Zapytałam Cię o to, ponieważ zauważyłam, że "Wildhoney" odbierany jest dwojako. W większości pozytywnie. Dorobiliście się nawet miana - "metalowego Pink Floyd". Ale również pojawiają się głosy niezadowolenia...
Zawsze istnieje takie ryzyko. Aczkolwiek zespół nie może stać w miejscu. A już na pewno nie może pisać muzyki, która podobałaby się publiczności. A już na pewno nie TIAMAT. Oczywiście opinia fanów jest ważna, ale ważniejsze jest to aby muzyka podobała się przede wszystkim jej twórcy. Wtedy jest szczera! Nagraliśmy nasz pierwszy album i... podobał nam się. Teraz nagraliśmy "Wildhoney", z którego jesteśmy na 100% zadowoleni. Na tej podstawie przypuszczam, że ostatnia płyta powinna przypaść do gustu większości naszych fanów. Tiamat zmienił się i ewoluował na przestrzeni paru lat. Sądzę, że nasi słuchacze powinni byli przejść tę ewolucję.
Jak przedstawia się jej przebieg z Twego punktu widzenia?
Nasz pierwszy album - "Sumerian Cry" ukazał się 5 lat temu. Dla mnie to typowy produkt black metalu. Płytę sfinansowaliśmy z własnej kieszeni . W tamtym czasie część muzyków TIAMAT uczyła się, część pracowała i zespół był dla nas raczej rozrywką i zabawą niż czymś poważnym. To nastawienie zmieniło się po podpisaniu kontraktu z Century Media. Nastąpiły też przetasowania personalne, w wyniku których następna płyta "The Astral Sleep" stanowiła połączenie różnych wpływów i stylistyki. W tamtym czasie było to coś nowego i interesującego. Na "Clouds" to nowatorstwo znalazło się zbyt blisko kompromisu. Każdy z nas chciał stworzyć coś innego, iść własną drogą i dlatego materiał ten zbudowany został na dosyć chwiejnym podłożu, a po jego wydaniu ponownie nastąpiła zmiana składu. "Wildhoney" - jak już mówiłem - to dokładnie taka muzyka jaką chcieliśmy nagrać.
W jaki sposób powstało tak znakomite "opakowanie" jakim jest okładka "Wildhoney"?
Uważam, że jeśli ludzie wydają pieniądze na płytę, powinni otrzymać produkt, który jest ich wart. Dlatego grafika wydawnictwa została dokładnie przemyślana, opracowana i do końca zrealizowana. Z artystycznego punktu widzenia - "Wildhoney" to koncept - album, gdzie muzyka, teksty, tytuł płyty i tytuły utworów oraz okładka tworzą całość. "Ilustrując" każdy z utworów obrazem lub fotografią staraliśmy się zachować ten sam uczuciowy, czy nastrojowy motyw przewodni, który istnieje w muzyce danego numeru. Podobnie kolorystyka, czcionka i projekt stron w "książeczce" kompaktu. Każda strona miała oddawać klimat utworu, dla którego była przeznaczona. Bardzo długo nad tym pracowaliśmy. (Niestety z efektem zapoznają się tylko posiadacze kompaktów, ponieważ na wkładce wydanej u nas kasety te wszystkie działania zostały skutecznie unicestwione - przyp. KK)
Następną wspaniałością są teksty "Wildhoney" - niemal poetyckie. Czy zgodziłbyś się na interpretację niektórych z nich?
Sorry, ale... nie. Wolałbym nie podawać mojej interpretacji, nie wyjaśniać niczego do końca. Obawiam się, że to zniszczyłoby odczucia, których mogliby doznać słuchacze. Nie chcę pozbawiać ich własnej interpretacji.
Zgadzam się z Tobą., więc nie będę się upierać. Powiedz mi tylko, co oznacza tytuł - "The AR" ?
"AR" to dawna nawa pentagramu
Dzięki! I ostatnie pytanie odnośnie tekstów - czy to prawda, że najlepiej pisze Ci się w nocy?
Tak to prawda. Późno w nocy, zwłaszcza gdy nie umiem zasnąć i myśli kłębią mi się w głowie. Wtedy pojawiają się odczucia, które chciałbym jakoś wyrazić. Najprościej - na papierze.
Szczere to Twój głos brzmi tak, jakby teraz był środek nocy, a przecież u Ciebie jest minęło dopiero południe. Co Ty tam robisz w tym Los Angeles?!
Ha, ha, ha... Jestem tu, aby udzielać wywiadów, pozować do zdjęć i w ogóle udzielać się promocyjnie. Mam na to tylko sześć dni, więc jest to dosyć intensywna działalność.
Kiedy wracasz do domu?
Mam nadzieję, że jutro!
Co dalej?
Na razie pewnym jest europejskie tournee w styczniu i w lutym. Tym razem jedziemy jako headlider. Potem trasa w Stanach i intensywniejsza promocja w Europie - jak przypuszczam.
Czy wiesz, że zagracie również w Polsce?
Coś słyszałem na ten temat, lecz nie jestem pewien na 100%. Podobno w grę wchodzą 3 koncerty, tak? Byłoby fajnie! Bardzo cieszy nas ta perspektywa, ponieważ wszystkie nasze dotychczasowe występy w Polsce były znakomite. Wywieźliśmy od Was miłe wspomnienia i chętnie przyjedziemy raz jeszcze.
Wobec tego - zobaczymy się w styczniu! Bardzo serdecznie dziękuję Ci, Johan, za rozmowę. Miłego dnia!
I ja dziękuję. Trzymajcie się. Cześć!
|