Przeszłość
To był rok 1990, okres, w którym death metal w wykonaniu szwedzkich zespołów pokroju Dismember czy Grave święcił pierwsze triumfy, kiedy niejaki Thomas Skoksberg, człowiek siedzący za sterami Sunlight Studio, zacząłstawać się najpopularniejszym realizatorem europejskim. Wtedy też ukazał się debiutancki album Tiamat, zatytuowany "Sumerian Cry". Nie pamiętam by wzbudził jakiś ogień na rynku, jednak grupa została bez wątpienia zauważona. Jednak tak naprawdę po "Sumerian Cry" nikt nie podejrzewał, że jego autorzy, a ściślej mówiąc jeden z nich, staną się najbardziej popularnym szwedzkim aktem. Popularność "Sumerian Cry" można by więc przede wszystkim tłumaczyć rosnącym wciąż zapotrzebowaniem na muzykę "made in Sweden". Ciężki, mroczny i, co dziś najbardziej absurdalne w przypadku Tiamat, brutalny materiał, cieszył się średnim uznaniem. "Tak naprawdę, to wydanie tej płyty było w naszym przpadku mało świadome, po prostu nie wiedzieliśmy jeszcze, co chcemy grać, ulegając tym samym wszystki mtrendom, które w tamtym czasie panowały. Jednak po "Sumerian Cry" zacząłem całym sercem angażować się w stworzenie z Tiamat zespołu nieco bardziej wartościowego..." Mimo to o tej nazwie nie zapomniano, ponieważ już rok póxniej ciśnienie na "The Astral Sleep", drugi w twórczości Tiamat album, było dosyć spore. A póxniej był tylko czysty szok, ludzie po prostu na punkcie "The Astral Sleep" nieco "zwichrowali". Rzeczywiście do dziś album ten uznawany jest za klasyka gatunku, a takie utwory jak "Ancient Entity" czy "I am The Kng (Of Dreams)" Tiamat do dziś dzień gra na koncertach. Wielkim atutem tego albumu stało się bardzo zdecydowane brzmienie klawiszy, które obok mocnych gitarowych riffów były dokładnie połową tej muzyki. By nie wspomnieć o przesławnej introdukcji "Neo Aeon", którą do niedawna Tiamat otwierał każdy swój występ. "The Astral Sleep", jak się później okazało miało, byc pożegnaniem zespołu z death metalem, z szybkimi partiami i mocnym growlingiem.
W prasie Johan zapowiadał zdecydowany zwrot w karierze zespołu, który miał nastąpić wraz z kolejną dużą płytą. Gdy ukazał się "Clouds" death metal ze Szwecji, w wyniku zalewu tamtejszej sceny setkami miernych grup, zaczął oddawać pole muzyce klimatycznej, pełnej patosu i bombastycznej atmosfery. Tym samym "Clouds" trafił w swój czas i w swe miejsce, a Tiamat stał się prawdziwą firmą. "Pionierzy", "prekursorzy", taki sformułowania gościły najczęściej w ówczesnej prasie muzycznej, a "Clouds" zbierał obfite żniwo, otrzymując najwyższe noty. Do dziś dzień wielu fanówTiamat, uważa, że "cluds" to osiągnięcie, któego Tiamat nie jest w stanie powtórzyć. Nieco odmienne zdaniema na ten temat Johan: "Do dziś dzień uważam, że "Clouds" to bardzo dobra płyta. Jednak każdy następny album Tiamat jest wynikiem naszego rozwoju, tym samym spycha on "Clouds" w hierarchii wartości. Gdybyśmy zatrzymali się wtedy na tym poziomie, prawdopodobnie o Tiamat dziś nikt by już nie pamiętał..." Trochę inaczej jest z samym materiałem, który znalazł się na tym albumie. Znajdźcie mi kogoś, kto nie zna takich utowrów jak "The Sleeping Beauty", "In A Dream" czy choćby "Smell Of Incense". Chyba bez "śpiącej piękności", chóralnie odśpiewanej przez fanów, nie obejdzie się żaden koncert tej grupy. Poza tym "cluds" ma klasę, wielką klasę. Jest to nie tylko w moim przekonaniu absolutny klasyk, album, na którym do dziś wzoruje się wiele młodych grup, pragnących pójść w ślady swego Mistrza. Minęło już siedem lat od premiery tej płyty, siedem długich lat, w czasie których heavy metal wraz ze swymi wszystkimi mutacjami przeszedł największe metamorfozy, a jednak czas nie zostawił na "Clouds" swego piętna. Kto wówczas się spodziewał, że Tiamat pójdzie jeszcze dalej, że wraz z kolejną płytą przestanie być utożsamiany z muzyką metalową? Jakże znamienne było ukazanie się dwa lata póxniej płyty, która wzbudziła najwięcej kontrowersji, ponieważ jeszcze nigdy Tiamat nie uczynił tak radykalnego kroku naprzód. "Fani zespołu musieli się liczyć z tym, że nasz rozwój nie zatrzyma się na którejś z płyt, że cały czas będziemy starali się iść naprzód. Tak naprawdę to mało osób krytykowało całość "Wildhoney", brdziej poszczególne utwory, ponieważ choćby "A Pocket Size Sun" stał się dla wielu ortodoksyjnych fanów zespołu nie do zniesienia. Z drugiej strony utwory pokroju "The Ar" czy "Gaia" są najcieplej przyjmowane na koncertach. Dla mnie osobiście "Wildhoney" to bardzo ważna płyta..."
Właśnie to Johan cały czas pokreślał. Płyta "wildhoney" zbiegła się z bardzo dobrym okresem jego życia, z odwzajemnioną miłością do pewnej kobiety i udanym związkiem. Wtedy Tiamat zaczyna grać coraz większe koncerty, poważne trasy koncertowe, występując niejednokrotnie w roli headlinera. Wszystko układa się doskonale, teledyski do "whatever That Hurts" oraz "gaia" są chyba najmocniej granymi video we wszystkich telewizyjnych programach muzycznych poświęconej tej muzyce... Krach nadchodzi wówczas , gdy rozpada się związek... Być może potym doświadczeniu w osobowości Edlunda następuje jakaś przmiana, mówi się nawet o rozwiązaniu zespołu. Fani zespołu przezywają nerwowy okres, nie wiadomo czy istnienie Tiamat nie wisi na przysłowiowym "włosku". Mijają trzy bardzo długie lata, w pewnym momencie wiadomo, że od zespołu odchodzi Johny Hagel, największy pryjaciel Johan'a. Wiadomo już, że powodem są różnice muzyczne, po prostu Hagel nie mógł pogodzić się z myślą, że przyjdzie mugrać tylko utwory Edlund'a. Czyli jednak jest szans na nowe utwory! Wszyscy jednak z obawą patrzą na odejście bardzo dobrego kompozytora, jakim był w tiamat Johnny. "... Dziś jestem przkonany, że odejście Johnn'iego było najbardziej rozsądną dla nas decyzją. On założył swój własny zespół i wszystko jest OK. Na gruncie towarzyskim nadal jesteśmy przyjaciółmi i mamy ze sobą kontakt przez e-mail. Tak nawiasem mówiąc, to w następnym tygodniu wybieramy się na taką mała balangę w Sztokholmie."
Johan zapytany przeze mnie, co sądzi o newj ołycie Sundown, odpowiedział, że "jedynka" podobała mu się bardziej. Wracamy jednak do naszej historii... W chwili, gdy wydawało się, że już po Tiamat, Johan jakby niechcący anonsuje kolejną płytę. Tak jest w istocie, Century Media zapowiada "A Deeper Kind Of Slumber". Gdy się ukazuje, ludzie długo pozostaja w lekkim szoku... Co to jest? To pytanie zadał sobie chyba każdy, komu po lekturze poprzednich płyt Tiamat przychodzi stanąć pierwszy raz twarzą w twarz z "A Deeper...". Album ten okazuje się absolutnym zwrotem w karierze Tiamat, stanowi najbardziej osobisty fragment jego lidera. Johan dzięki tej płycie zapracował sobie na miano introwertyka, twórcy pozbawionego jakichkolwiek skrupułów w stosunku do tego, czego od Tiamat spodziewają się odbiorcy. Bez wątpienia jest to najbardziej wyciszony, uśpiony materiał, jaki udało mu się skomponować... Mimo to album ten zbiera pod swym adresem same superlatywy, można wyczuć, że ci, którzy pozostali wraz z Tiamat po "Wildhoney", nie boją się otwartości i szerokiego rozumienia pojęcia "muzyka". A przecież "A Deeper Kind Of Slumber" nie należy do najłatwiejszych w odbiorze płyt, zadziwiając wprost nowoczesnymi rozwiązaniami, oszałamiając swym gotyckim klimatem i bogactwem ukrytym pod monoyonną, chłodną muzyką. Korzystając z usług muzyków sesyjnych, Johan realizuje na "A Deeper..." tylko i wyłącznie swoje włąsne pomysły. W tej chwili nie było mowy o jakimś bardziej stabilnym składzie, jednak jak się później okazuje, perkusista Lars Sköld, oraz basista Anders Iwers stają się członkami odradzającego się w innej zupełnie postaci Tiamat... ... Rzeczywiście, po "A Deeper Kind Of Slumber"nie myślałem o tym, by formować normalny zespół, ponieważ miałem wtedy więcej problemów z własnym życiem. Jednak Lars i Anders okazali się ludźmi, którzy doskonale mnie rozumieją, dlatego zaproponowałem im nagranie kolejnej płyty. Jest jeszcze Thomas, który nas zasili na trasie i na razie tyle wytarczy. Taki skład spełnia moje oczekiwania, a także sprawdza się dla tej muzyki. Jak dotąd jest wszystko w porządku..." Jak dotąd, nie wiadomo jednak, czy w takim skłądzie zespół przetrwa dalej, ponieważ Johanjużnieraz zaskakiwał swymi decyzjami, a Tiamat jest w zasadzie podporząkowany jego prawu. "... Być może nie jestem najłatwiejszą osobą we współpracy, ponieważ jeśli mam wizję, nie potrafię dopuścić do niej czyjejś ingerencji. To główny powód zmian w skłądzie Tiamat, ponieważ w zasadzie jestem spokojnym człowiekiem i nie prowokuję konfliktów." Poczekamy, zobaczymy... Najważniejsze jest to, że Tiamat wciąż raczy nas swymi dziełami, że jego mentor wciąż ma nowe, fantastyczne pomysły... "Zapewne od dnia, gdy ukazał się "Sumerian Cry" minęło sporo czasu, w którym nasza muzyka przeszła swoistą ewolucję. Dziś patrzę na to wszystko jak na coś dla mnie naturalnego. Każda z naszych płyt była przypisana pewnemu okresowi działalności zespołu, zkażdą jestem dosyć mocno związany. Nigdy się nie zmieniliśmy, po prostu nasza muzyka się rozwinęła". Tak więc od blisko dzisięciu lat Edlund odnosi na scenie same triumfy, za każdym razem podnosząc notowania Tiamat przynajmniej o klasę w górę. Przychodzi mu to niemal z łatwością, czasem nawet zastanawiam się, co w tym jest? Co jest przyczyną nieustającego powodzenia? Edlund nieskromnie, lecz bez pruderii stwierdza: "... Bo Tiamat to po prostu dobry zespół, nagrywamy bardzo dojrzałe płyty, to wszystko. Mam zamiar tę dobrąą passę kontynuować jeszcze długo, długo..."
"Skeleton Skeletron"
Szósty akt muzycznych aspiracji Edlunda i kolejne zaskoczenie. Płyta, którą sam autor porównywał do "Wildhoney"; tak naprawdę niewiele ma z tym albumem wspólego. Wydawać się może, że jej najbliższym odpowiednikiem jest "A Deeper Kind Of Slumber", choć bez wątpienia tych dwóch płyt nie można do siebie skrajnie porównywać. Przede wszystkim, jeśli odarte z elektronicznych wpływów, ale, podobnie jak w przypadku swej poprzedniczki, niezwykle chłodne i przjmujące. Brzmienie Tiamat? Oto co mówi główny aktor tego spektaklu: "Zawsze chciałem, by tiamat brzmiał nieco inaczej, by można było rozpoznać ten zaespół po specyfice samych dźwięków. Jednak jest to w zasadzie sprawa drugorzędna, ponieważ dla mnie najbardzej istotną sprawą jest atmosfera samej muzyki. Myślę, że Tiamat to na tyle dojrzały i dobry zespół, by uciekać od wszelkich porównań" Faktycznie tak jest, Tiamat jest bezwzględnie jednym z najbardziej niepowtarzalnych zespołów świata. Nie dziwię się więc, że bossowie Century Media są niezwykle dumni z tego, że to pod ich skrzydłami wychował się tak wilki zespół. Gdyby Tiamat szukał nowego kontraktu, naprawdę niewiele wytwórni miałoby szansę na podpisanie papierków z Edlundem: "Nie czuję się jakąś gwiazdą rocka, jestem zwykłym człowiekiem, normalną ludzką istotą. Jednak znam swoją wartość, nie przeceniam jej, ale wiem, że tiamat nie jest kolejnym, zwykłym zespołem". Jak dotąd współpraca z Century Media układa się zespołowi dobrze, choć, jak wiadomo, z firmy tej uciekło już kilka zespołów, a jeszcze parę ma zamiar to uczynić w najbliższym czasie. Powody są niemal zawsze takie same. W tym momencie zacząłem się zastanawiać, czy aby pomysł na nagranie "Sympathy For The Devil" nie pochodzi od same j wytwórni, jednak Johan natychmiast mnie zgasił: "... Wiesz co, to gówno prawda. Pomysł na "Sympathy..." był tylko wyłącznie mój. Nigdy nie ulegam anmowom ani żadnej presji, wszystko co dzieje się w Tiamat jest tylko i wyłącznie moją decyzją. Century Media nigdy mi niczego nie narzucili, oczywiście, czasem brałem pod uwagę ich spostrzeżenia i pomysły, ale to były tylko moje decyzje." No, to trochę się uspokoiłem, choć nie do końca dowierzam słowom Johan'a, który nie wyraża jakiegoś wielkiego antuzjazmu dla tego utworu. No, ale bez spekulacji, powróćmy w rejony nowej płyty. Z pewnością niezłym zaskoczeniem był dla was nowy wizeruek Tiamat, malowanie twarzy... Podobnie jak po "A Deeper...", płycie, która przyniosła ze soba nowy image zespołu, przede wszystkim zaś samego lidera, który ozdobił swe ciało dziwnymi, ciężko definiowalnymi znakami i tauażami oraz ogolił głowę. Sytuacja ta powtarza się także w przypadku nowej płyty... Pytam więc Johan'a, czy te wszystkie zmiany w iamge wynikają z jego osobistych potrzeb. Oto co mi odpowiada: "... Czasem jest to spowodowane chęcią zmian, najczęściej jednak to, jak wyglądam, wpływa z mojego wnętrza. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale to jest pewien rodzaj potrzeby duchowej. Czasem muszę coś tekiego zrobić, by poczuć się lepiej..." Sami przyznacie, że Tiamat w niczym nie przpomina odzianych w skórzane ciuchy facetów z krzyżami na piersiach. W ogóle ciężko sobie uświadomić, że ten zespół był odpowiedzialny za ekspansję atmosfertcznego metalu w takim stopniu jak Paradise Lost czy My Dying Bride. Jeśli już zdobyć się na jakieś skojarzenia, to wizerunek Tiamata bardziej odpowiada scenie gotyckiej, zresztą z nią zespół wiele ma wspólnego"... Nasz wygląd doskonale komponuje się z naszą muzyką, właściwie jesteśmy zespołem gotyckim. Uwielbiam zespoły pokroju Joy Division, Fields Of The Nephilim. Wraz z tą muzyką dorastałemw latach 80., do dziś dzień pozostałem jej wierny." Jeśli ktoś z was widział już na własne oczy video promujące "Skeleton Skeletron", to wie, że Tiamat na poczatku ciężko rozpoznać. Wiadomą zaś sprawą był wybór "Brighter Than The Sun" na utwór promujący tę płytę, ponieważ jest to w zasadzie jedyny kawałek, który ożywia ten krążek. Być może komuś Tiamat będzie kojarzył się przez to z jakimś nowofalowym pop-metalem, można się jednak doskonale oszukać. Jeśli ktoś widział teledysk, a nie słyszał płyty, niech nie wyobraża sobie, że wie, czego od "Sekelton Skeletron" ma oczekiwać. Co się tyczy samego teledysku to: "... było to naprawdę interesujące doświadczenie, fajnie się czułem w roli matadora. Zdjęcia do teledsyku zostały nakręcone w zasadzie w jeden dzień, to była bardzo ciężka praca, ponieważ każdy z tych efektów wymagał doskonałego zgrania i opracowania każdego, najmniejszego szczegółu. Ale trud się opłacił i efekt jest zadowalający" W obrazie tym pierwszy raz spotykamy oprócz śpiewu Johan'a, lekki podkłąd z kobiecymi wokalizami. Okazuję się więc, że oprócz trzech osób ze składu Tiamat, płytę "Skeleton Skeleton" nagrywało jeszcze kilka osób. Edlund jednak nie robi z tego afery, bardzo upraszczając (może zresztą słusznie) ich udział. ".. To nie było nic wielkiego, po prostu skorzystaliśmy z pomocy kilku osób pracujących w studio, tak zwanych muzyków sesyjnych." Niewiele, nieprawdaż? Zastanawiam się, skąd ta niechęć do głębszych wywodów, do jakiejś dyskusji. W zasadzie Edlund'owi kompletnie nie zależy, by w wywiadach wypaść korzystnie. W sumie może to świadczyć o tym, że pewny jest tego, że prasa nie ma żadnego wpływu na popularność Tiamat. A może już taki po prostu jest, skryty w sobie, nieśmiały? Nie wiem, naprawdę nie wiem, może ma jeden z tych dni, w których wpada się totalną melancholię, gdy wszystko to, co go otacza, przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Być może to włąśnie taki dzień, nie śmiem jednak zapytać, bo może się okazać, że odłoży słuchawkę. Muszę się z tym liczyć, muszę uszanować jego wrażliwość i nie pchać się z ubuciorami do jego własnego świata. Zagaduję więc o teksty, mając nadzieję, że tym razem usłyszę więcej niż jedno zdanie. Mam szczęście... " Teksty, które piszę dla Tiamat, zawsze posiadają w jakimś stopniu mistyczny charakter. Czasem były mi bliższe niż muzyka. Pod pewnym względem bardzo szczególnym albumem był dla mnie "A Deeper Kind Of Slumber", jednak liryki na naszej nowej płycie są moim zdaniem zdecydowanie bardziej dojrzałe. Na "Skeleton Skeletron" starałem się mocniej stąpać po ziemi, dotykając spraw, które są mi obecnie najbardziej bliskie. Ich podstawową zaletą jest fakt, że są bardzo bezpośrednie, że mówią o czymś prosto w twarz. Jeszcze nigdy teksty Tiamat nie były tak oczywiste. Oczywiście, zawsze ukrywałem się za pewną symboliką, tak jest i tym razem, jednak opisywany w nich świat jest najbliższy prawdy" Poczytajcie teksty Johan'a, jesli ktoś z was lubi taką specyficzną poezję, to z pewnością odnadzie w nich wiele spraw bliskich swemu wnętrzu. Pamiętam, że wrażenie, jakie zrobił na mnie kiedyś "Do You Dream Of Me" było tak absolutnie niepowtarzalne, że numer ten "wałkowałem" dzisiątki razy. Zresztą tak naprawdę praktycznie od albumu "Clouds" Johan stał się dla wielu jedynym w swoim rodzaju żonglerem słów, magiem i mesjaszem. I choć czas
zweryfikował wiele spraw związanych z egzysencjonalnymi blączkami, Edlund pozostał dla nich , drążących jego twórczość, którą zatruwał
dusze wielkim splendorem, jednym z z bardziej faworyzowanych poetów. Kolejne więc pytanie musiało oczywiście dotyczyć właśnie poezji,
choć sam zainteresowany zaskoczył mnie trochę swym stwierdzeniem że..."... tak naprawdę nie czuję się poetą, choć wiele osób uważa, że w swych tekstach uprawiam pewnego rodzaju poezję. W ogóle nie czuję się nikim szczególnym, nie jestem gwaizdą, nie jestem
poetą, jestem po prostu człowiekiem. W tekstach staram się na chwilę refleksji, na zastanowienie się nad tym, co mnie dotyczy. JEdnak osobiście bardzo lubię poezję. Daje mi ona natchnienie i rozszerza mój mentalny horyzont. Generalniie zwracam się w stronę bardziej klasycznych poetów jak Shakespeare czy Baudelaire..." No to wzorce doskonałe, jednak Johan zdecydowanie odżegnuje się od tego, by jego pisanie było kontynuacją stylu jego idoli. Poza tym zdecydowanie stwierdza, że nawet w małym ułamku nie dorównuje wyżej wspomnianym. Jednak tak naprawdę to nie widzę jakiegoś większego sensu, by wpisywać go w poczet kontynuatorów. Inne wszak są czasy, inna mentalność, inne potrzeby. Poza tym wiele z jego wierszy w ogóle nie jest publikowanych. Być może kiedyś, jednak dziś Johan w ogóle o tym nie wspomina. Zresztą jest bardzo zajętym człowiekiem, a Tiamat nie jest jedynym przejawem jego aktywności. Zapewne wielu z was wie, że po "A Deeper..." dopuścił się on remiksowania utworów, a "Not Every Pain Hurts" autorstwa Tilo Wolff'a z Lacrimosy jest chyba najbardziej spektakularnym tego przykłądem. Jeśli ktoś słyszał ten utwór, bez wątpienia zauważy, jak Edlund zaszczepił ducha Tiamat do kompozycji bogów gotyckiego metalu. Prawdę mówiąc myślałem, że właśnie w takim kierunku, w stronę elektro-goth Tiamat będzie się rozijał. "Skeleton Skeletron" jednak pokazuje, że tak nie jest.
"... Było to dla mnie cośnowego, coś, co wzbogaciło moje spojrzenie na dźwięk. Praca nad tym remiksem sprawiła mi sporo satysfakcji, po pierwsze bardzo lubię dokonania Lacrimosy, poza tym pozwolono mi wyrazić sibie w tym utworze. Dlatego nie zaprzeczam, że w przyszłości takie sytuacje się powtórzą, jednak jeśli tak będzie, na "warsztat" nie pójdą utwory, które piszę dla Tiamat, a już w żadnym wypadku nie mam zamiaru zmieniać charakteru muzyki. W tym zespole realizuję się nieco inaczej i nie zamieram tego zaprzestawać. Cały czas jednak pozostaję całkowicie otwarty i nie boję się nowych wpływów. Remiksowanie utworów innych zespołów jest dla mnie zupełnie czymś odmiennym od tego, co robię w Tiamat i daje mi szansę rozwoju w inny sposób. A jeśli chodzi o "Skeleton Skeletron" to ..." to
płyta. która jest mocno oparta na tradycyjnych brzemieniach, tradycyjnych instrumentach i tradycyjnych wokalach. Wydaje mi się, że Tiamat zatoczył pewien krą, a wraz z nowym albumem powracamy do muzyki, którą graliśmy kilka lat temu. Nie cofamy się , nadal staramy się grać
muzykę, która ma swoją klasę, jednak "Skeleton Skeletron" to nowe oblicze w starym stylu..." Tu następuje chwila ciszy, w której
zdaje się, że Edlund jest jakby nieobecny, choć jego oddech słychać w słuchawce. Daję więc mu kilka sekund wytchnienia, by po chwili napięcia nie wytrzymać. Gdy zadaję mu pytanie na temat jego osoby, jego życia i tego, czy jest szczęśliwy, uśmiecha się beznamiętnie i powoli
zaczyna mówić: "... w tej chwili czuję się naprawdę w porządku..." Co robić? Kontynuować dalej, czy wykreślić dalsze
pytania dotyczące jego samego. Po chwili zastanowienia decyduję się na to drugie rozwiązanie, ponieważ oceniając szanse wyciągnięcia od
niego czegoś więcej wychodzi mi wynik "zero". Bycmoże jutro, za godzinę, ale nie w tej chwil. W zasadzie Edlund nie jest takim milczkiem, tyle że raczej zawsze waży swe słowa. W każdym bądź razie nie jest to najbardziej wdzięczny rozmówca, choć nie ukrywam, że rozmowa z
nim sprawia mi wiele satysfakcji. Prosząc o kilka słów podsumowania "Skeleton Skeletron" na chwilę zdecydowanie się ożywia...
""Skeleton Skeletron" to płyta, kóra powstała z myślą o naszych fanach. Ten album bardzo mi się podoba, jest w nim wiele
ciekawych rozwiązań, przede wszystkim zaś sama muzyka jest utrzymana w klimacie nagrań Tiamat, jakiego najbardziej lubicie słuchać. Jest
lekko melancholijna, spokojna i bogata. Poza tym jest to mój ulubiony album tego zespołu, więc mam nadzieję, że nasi fani polubią go tak, jak ja go lubię."
Przyszłość
Jeśli chodzi o twórców "Skeleton Skeletron", przede wszystkim zaś ich dyrygenta, właściwie nie sposób przewidzieć, czego po nich oczekiwać. Tiamat już kilkakritnie zdołał zaskoczyć nas absolutnie, posuwając się w swej kreatywności w absolutnie nieprzewidywalne rejony. Cały czas jest to muzyka pełna fanatstycznego klimatu, pełna specyficznej stmosfery... Dziś plany Tiamat ograniczają się do promocji szóstego albumu, do bardzo intensywnej kampanii prowadzonej przez Century Media. Koncerty, trasa i z całą pewnością występ w naszym kraju.
Zanim keszcze to nastąpi posłuchajmy, co Tiamat zaoferuje nam tym razem... "Zanim pojedizmy na trasę, zamierzamy opracować nowy scenariusz koncertów. Właściwie robimy to właśnie teraz, omawiając sprawy, które będą decydowały o nowym wizerunku występów Tiamat na zywo. Od czasów "Wild honey" dbamy o to, by nasze występy nie były zwykłymi koncertami, jednak tour będzie bardzo specjalny. Szykujemy kilka niespodzianek, jednak dziś nie mogę ci nic powiedzieć, ponieważ rozmowy na ten temat jeszcze trwają. W każdym bądź razie przygotuj się na coś nowego..." a dalej "Planując trasę koncertową, promującą "Skeleton Skeletron" zamierzamy odwiedzić kolejny raz Polskę. Wiem, że na waszą publiczność zawsze można liczyć, Polacy zawsze byli najbardziej oddanymi fanami Tiamat, dlatego z niecierpliwością czekam na koncerty w waszym kraju". To było tyle z oszczędnej spowiedzi Johana Edlund'a na temat
"Skeleton Skeletron". Trochę szkoda, że Johan nie bardzo kwapiłsię do jakiejś bardziej zażyłej konwersacji. Jednak może na tym polega jego otwartość, właśnie na stonowaniu i pełnej świadomości wypowiadanych słów. Może kiedyś będzie szansa, by poznać go nieco lepiej, dziś pozostaje nam muzyka zawarta na "Skeleton Skeletron", płycie, jak każdej w wykonaniu Tiamat, po prostu absolutnie niepowtarzalnej, jedynej w swoim rodzaju...
"... Muzyka jest dla mnie sposobem na wyrażenie tego elementu w człowieku, którego nie zdefiniowała do końca żadna nauka ani religia. Muzyka jest dla mnie pokazem tego, co rozgrywa się w mojej duszy, to najlepszy sposób, bym mógł zostawić wieczności cząstkę samego siebie..."
Johan Edlund/Tiamat
|