Strona Główna
Biografia
Dyskografia
Wywiady
Recenzje
Teksty
Fotografie
Tabulatury
Download
M P 3
Linki

FanClub
Sklepik
IRC

Forum
Księga Gości
Kontakt



..:]Recenzje[:..


TIAMAT

The Astral Sleep

The Astral Sleep Cover

Tiamat ... na samą myśl o tym zespole dostaję gęsiej skórki. Czuję na sobie jakieś dziwne ciarki, chłód, który prowadzi mnie w głąb królestwa mroku. W głąb nierealnej rzeczywistości. Trudno mi jakoś precyzyjniej określić ten wyjątkowy stan, który tworzy się we mnie (i wokół mnie) podczas obcowania z tymi dźwiękami. Każdy, kto miał odwagę się w nich zatracić doskonale wie, co mam na myśli ...

Moja przygoda z Tiamat'em rozpoczęła się znacznie wcześniej niż u reszty moich znajomych. Pokochałam tę grupę zanim osiągnęła kultowy status w naszym kraju. Upajałam się tą muzyką z dala od ludzi i świata - w samotności, gdzieś na skraju posępnego mroku. Cieszył nawet fakt, że jako jedna z nielicznych zainteresowałam się ówcześnie niezbyt znanym zespołem. Dominacja deathu, thrashu i grind cora na początku lat 90- ych przyćmiewała ogrom wartościowej muzyki. Co prawda także Tiamat przez pewien moment obracał się w szybkich, brutalnych klimatach, jednak moment ten na szczęście nie trwał zbyt długo. Tak było tylko na debiucie "Sumerian Cry" (to stworzył Johan Edlund pod szyldem Treblinka było o piekło lepsze). Dla mnie pierwszym, prawdziwie oryginalnym i niesamowitym albumem Tiamat'a był "The Astral Sleep". Doskonale pamiętam pierwszy moment spędzony z tymi dźwiękami. To faktycznie był taki astralny sen. Prowadził mnie starożytnymi ścieżkami do grobowców umarłych bogów. Moje serce ogarniał chłód. A mimo to pragnęłam więcej. Nie wierzyłam, że to ten sam zespół, który nagrał mało ciekawy debiut. "The Astral Sleep" przykuł mnie lucyferiańską, posępną atmosferą. Atmosferą nocy, atmosferą, którą kreowała czwórka wspaniałych. Czterech wysłanników diabła. Mrok, opętanie, klimat ... Tego nie było wcześniej. A jeśli już, to coś takiego tworzyli nieliczni. Tiamat znakomicie połączył deathową surowość z doom'ową głębią. Szaleńcze tempa nagle ustępują miejsca gitarom akustycznym, brutalność śmiało kontrastuje z delikatnymi melodiami. A wszystko oprawiono iście demonicznymi ramami. Tak, ta muzyka oddycha lucyferiańskim powietrzem, szlachetną czernią. Jest jak podróż przez zakamarki piekła, jak hymn na cześć ciemności. Nic dziwnego - Johan Edlund to przecież krewny szatana ...

"The Astral sleep" nadal robi ogromne wrażenie. Trudno w kilku zdaniach zamknąć to, co dzieje się w tych dźwiękach. Piekło podobno trzeba zwiedzić samemu. Wystarczy tak niewiele, by tam się znaleźć. Przepustką na pewno będzie astralny sen ...

Ocena: 8/10

Margaret
Źródło: Strefa Klimatyczna

..::] Wstecz [::..





Dzoj.pl